niedziela, 12 września 2010

Rozdział 7.


-Gdzieś ty była?!-para błękitnych oczu spoglądała na mnie podejrzliwie.
-Mówiłam ci.Ktoś zamknął mnie w jaskini.
-Ale kto?
-Nie mam pojęcia.Nie widziałam go.Musiałam być nieprzytomna.
-To musiał być wampir.Człowiek by sobie nie poradził.
Popatrzyłam na niego zaskoczona.
-Skąd wiesz o wampirach?
Wybuchł śmiechem.
-Ten wampir chyba wyssał ci pamięć.
Podniósł rękę i delikatnie pogładził mnie po policzku.Wzdrygnęłam się i odepchnęłam jego dłoń.
Popatrzył na mnie podejrzliwie.
-Ej,co się dzieje?
Przypomniałam sobie słowa Einara.Nie byłam już Noemi.Musiałam zaakceptować swoje nowe życie i mieć nadzieję ,że będe miała szansę powrócić do dawnego.
-Nic,ja po prostu...jestem zmeczona.
Wstał ,pochylił się i delikatnie musnął moje czoło,po czym wyszedł z pokoju.
Rozejrzałam się dookoła i w lewym rogu pokoju,obok antycznego,bujanego fotela dostrzegłm starą torbę rzuconą niedbale na podłogę.Usiadłwszy na fotelu,który głośno zaskrzypiał pod moim ciężarem, wyciągnęłam z torby zniszczony pamiętnik Melissy.Nie opisywała szczególowo każdego dnia,jak to zwykle robią nastolatki.Zapisywała tylko swoje myśli i przeczucia .Moim oczom ukazał się ów przerażający wpis,który przeczytałam w grocie.
"Postanowiłam powiedzieć mu prawdę.Nie mogę ukrywać tego w nieskończoność.I tak w końcu się dowie.Złamałam jeden z przepisów paktu.Osuszyłam człowieka ,zabiłam go...A najgorsze jest to ,że Cheryl nigdy mi tego nie wybaczy.Bardziej o decyzji wyroczni boję się utraty przyjaciółki.A to jest nieuniknione.Jeśli nic nie zrobię ,niewinne osoby zapłacą za mój błąd..."
Przerwałam czytanie słysząc dobiegające z dołu krzyki.Zeszłam powoli po schodach.
-O Mel,dobrze że jesteś .-przywitała się szczupła blondynka -Jak się spało?
-Całkiem nieźle.Kim są ci ludzie?-spytałam wskazując na tłum w salonie.
Matka popatrzyła na mnie z dziwna miną
-Zappomniałaś o urodzinach swojej kuzynki? To już czternaste.Jak ty się ubrałaś?-popatrzyła na mnie krytycznie-Idź się przywitać-popchnęła mnie delikatnie w stronę gruupki krewnych.
-Witaj kochanie!Jak ty urosłaś.CIeszę się że nic ci nie jest-piskliwy głos należał do pyzatej blondynki w średnim wieku.Kobieta podeszła do mnie i mocno uścisnęła.
-Mel!-usłyszałam swój głos w oddali.W drzwiach do sąsiedniego pomieszczenia zobaczyłam drobną dziewczynkę machającą do mnie zapraszająco.
Wyswobodziwszy się z objęć blondynki pobiegłam w stronę drzwi.
-Tak się ciesze ,że cię widze! Pomożesz mi się ubrać?-spytała dziewczyna.Z bliska dostrzegłam ,że ma kasztanowe włosy i wielkie,piwne oczy.
-Jasne.-przytaknęłam ,po czym weszłam do pomieszczenia,które okazało się niewielkim pokoikiem z mnóstwem szafek i luster.Na białej ,skórzanej kanapie leżała zwiewna,szaro-niebieska sukienka bez ramiączek.Dziewczynka ściągnęła swój dotychczasowy strój,po czym zwinnym ruchem założyła sukienkę.Wyglądała tak niewinnie,wizerunek przyszłego wampira zupełnie do niej nie pasował.
-Zapnij-poprosiła.-Myślisz że powinnam związać włosy?
-Zostaw rozpuszczone-powiedziałam zdecydowanie.
Drzwi otworzyły się i do pokoju weszła szczupła ,wysoka kobieta o kasztanowych włosach.Byłam prawie pewna że jest matką dziewczynki.
-Tanya wszystko w porzątku?Witaj,Melisso-powiedziała ,nawet na mnie nie spojrzawszy.
-Tak,zaraz będe gotowa.
-Powinnaś związać włosy-powiedziała ,po czym odwróciła się w moją stronę.Jej oczy były blado błękitne,prawie przezroczyste.
-Zostawmy ją samą
-Niech Mel zostanie-Tanya wystąpiła w mojej obronie.
Kobieta popatrzyła na mnie ostrzegawczo i wyszła z pokoju.
-Przepraszam za to-powiedziała Tanya .WYglądała na zakłopotaną i przejętą.
-Nie martw się,przywykłam do tego.
Uroczystość rozpoczęła się męcząco długim przemówieniem matki.Opowiadała o najszczęśliwszym dniu w jej życiu,o dniu przemiany.Następnie zasiedliśmy do stołu.Zajęłam miejsce obok Tanyi.Równo o północy drobne kobiety w identycznych fartuchach postawiły na stole kilka napełnionych ,bogato zdobionych,złotych kielichów.Obok leżały napełnione po brzegi jedzeniem talerze. Większość gości zaczęło sięgać po napoje.Dzieci okupowały talerze ze słodyczami.
-Nie jesz?-spytała Tanya,która właśnie wcinała wiśniową babeczkę polaną lukrem.
-Może później.
Po pół godzinie poczułam ostry ból brzucha.Sięgnęłam po plasterek szynki.
-Co ty robisz?-spytała ze zdumieniem Tanya,przyglądając mi się podejrzliwie.
Nie zdążyłam odpowiedzieć ,bo rozmowy między gośćmi przerwała moja matka,
-Już czas,Tanyo.
Popatrzyłam na dziewczynę,która wyglądała na podekscytowaną,a zarazem przestraszoną.
Jedna z dziewczyn w fartuchu postawiła przed nią jeden z kieliszków.
Goście zaczęli klaskać,a Tanya z fascynacją opróżniła całą zawartość kielicha.
-CO to było?-spytałam cicho,gdy klaskanie umilkło
-Rytuał picia krwi
-To jest ...krew?-spytałam zaskoczona
-Dziwnie się zachowujesz ,nic ci nie jest?-spytała troskliwie Tanya,po czym postawiła przede mną jeden z kielichów napełnionych krwią-Masz,napij się.To ci dobrze zrobi.Twoja mama mówiła że nie jedłaś nic odkąd wróciłaś.
-Zabierz to! -krzyknęłam,trochę zbyt głośno.
-ALe...
-Nie jestem głodna-powiedziałam drżącym głosem po czym pobiegłam na górę.

niedziela, 5 września 2010

Rozdział 6.

Drzwi otworzyły się ,a potem zamknęły z hukiem.Do zajmowanego przez nas salonu z fatalnym wystrojem weszła mała dziewczynka ze zdjęcia,które znalazłam w torbie.Miała krótkie,ciemne włosy i uroczy wyraz twarzy.Ani trochę nie przypominała przyszłej wampirzycy.
-Mel!-krzyknęła ,po czym rzuciła mi się na szyję.
-Cześć mała.Robyn tak?-spytałam bezmyślnie po czym wróciłam do wyczerpującej dyskusji.
Dwoje ludzi ze zdjęcia patrzyło na mnie z czułością i zainteresowaniem. Drobna blondynka i ciemnowłosy mężczyzna.Moi rodzice,których widze pierwszy raz w życiu.
-Mogłaś się odezwać.Wiesz jak się martwiliśmy?-powiedziała kobieta
Ku mojemu zdziwieniu uwierzyli w banalną historyjkę o więzieniu przez psychopate.
-Jak wogule do tego doszło?Przecież nie mamy wrogów.-dopowiedziała
-Widocznie jakiś się znalazł.Mogę iść do pokoju?Jestem zmęczona.-spytałam z nadzieją.
-Tak.Idź.Później porozmawiamy.
Wchodząc po krętych schodach usłyszałam krzyki Robyn ,która wyleciała z pomysłem pójścia ze mną oraz część rozmowy prowadzonej przez rodziców.Chcieli wezwać policję.Akurat teraz nie miałam ochoty na męczące przesłuchania.
Ściany pokoju miały ciemnoczerwony kolor.Na podłodze widniał puszysty dywan z owczej wełny.Na środku niedużego pomieszczenia stało łóżko nad którym rozkładała się czarna moskitiera.Pościel była kruczoczarna,bez zbędnych wzorów.Obok łóżka stałą pięknie rzeźbiona,ciemna,dębowa toaletka,na której zauważyłam kolekcję drogich perfum .W kącie pokoju stał jakiś przedmiot przykryty czarnym materiałem.Po odsłonięciu zobaczyłam małego,śnieżnobiałego ptaszka w starej,metalowej klatce.Siedział nieruchomo i dopuki się nie poruszył ,zastanawiałam się czy wogule żyje.
-Czika.Dawno jej nie wypuszczałaś.Tęsniła za tobą-podskoczyłam,słysząc piskliwy głos za sobą.W drzwiach stała Robyn z pluszową żyrafą w ręku.
-Em...no tak.Później to zrobię
-Dlaczego nie teraz.?-spytała niecierpiliwie
-A wiesz co?Ty ją wypuść.-wybrnęłam z sytuacji
Mała podeszła do klatki i otworzyła ją na szerokość.Ptaszek wyleciał niemal natychmiast.Z niepokojem spojrzałam na okno.Było zamknięte.Podeszłam do otwartych drzwi i szybko je zamknęłam.Robyn spojrzała na mnie z niepokojem.
-Coś nie tak?
-Nie chciałam żeby uciekł.-wytłumaczyłam się
Dziewczynka popatrzyła na mnie ponownie.Tym razem w jej spojrzeniu dostrzegłam zdziwienie.
-Nigdy nie ucieknie.-powiedziała,po czym wyszła z pokoju,zamykając za sobą drzwi.
W łazience znalazłam masę olejków o różnych zapachach.Wybrałam lawendowy i wlałam go do wanny pełnej gorącej wody.Po kąpieli rozczesałam włosy i wypłukałam usta,ponieważ nie znalazłam żadnej szczoteczki.Ubrałam się w pozostawioną na łóżku białą halkę i bieliznę.Po powrocie do pokoju wyjrzałam przez okno.Na dworze było jeszcze jasno.Za wcześnie na sen.Na regale zauważyłam kilka grubych książek.Wzięłam jedną i usadowiłam się wygodnie na łóżku .Po przeczytaniu pierwszego rozdziału rozległo się ciche pukanie.Do pokoju wszedł niebieskooki chłopak ze zdjęcia.Na jego twarzy zauważyłam niedowierzenie.
-Mel.A więc to prawda.-powiedział cicho,po czym rzucił mi się w ramiona.