niedziela, 31 października 2010

Rozdział 9.



W poniedziałkowy ranek wyszłam z domu wypoczęta po niedzieli spędzonej w łóżku. Nie znalazłam rozkładu zajęć,więc spakowałam pierwsze lepsze książki do szmacianego plecaka,który znalazłam pod toaletką. Przed wyjściem dostałam od mamy małą butelkę z podejrzaną zawartością ,którą posłusznie schowałam do plecaka .


-Cześć-Cheryl czekała na mnie przed domem.Skinęłam jej

-Jak się czujesz?-spytała

-W porządku. Tylko...zgubiłam plan lekcji i nie wiem czy spakowałam wszystkie...

-Pożycze ci swoje. -przerwała mi

-Cheryl...czy do naszej szkoły chodzą jeszcze jakieś wampiry?-spytałam

-Przecież wiesz że nie.Nikt oprócz nas.

Nas...A więc Cheryl też była wampirem.

Po przekroczeniu progu szkoły od razu spotkałam się ze zdziwionymi spojrzeniami uczniów.Pierwszą moją lekcją okazał się WF. Oczywiście nie posiadałam stroju,więc usiadłam na podłodze w kącie sali i obserwowałam poczynania innych.Reszta lekcji minęła bez zbędnych komplikacji,dlatego do stołówki weszłam w miare optymistycznie nastawiona. Rozejrzałam się po sali w poszukiwaniu Cheryl.Znalazłam ją przy stoliku koło okna z Lucasem przy boku.Pomachali mi wesoło.

Pospiesznie wzięłam z lady babeczkę i butelke coli,po czym dołączyłam do nich.

-Po co ci to ?Tylko marnujesz jedzenie.Wiesz ilu ludzi głoduje na świecie.-powiedziała CHerylh
-Chętnie to zjem - wtrącił Lucas.Poczułam ulge na wieść o tym,że nie wszyscy moi nowi znajomi są wampirami.Z wdzięcznością podałam mu tace.


-Nie masz krwi?-spytała Cheryl,jednocześnie wyciągając z torby niewielką butelkę.

-Już wypiłam-skłamałam ,unikając dzięki temu zbędnych pytań.

Gdy otworzyła butelkę,od razu poczułam zapach ,który prześladował mnie od kilku dni.

-Muszę już iść-poderwałam się gwałtownie.

-Masz jeszcze pół godziny-zauważył Lucas,spoglądając na zegarek.

-Wiem,ale muszę coś załatwić.Do zobaczenia po szkole.-uśmiechnęłam się do niego przelotnie,po czym szybkim krokiem opuściłam stołówkę,a potem budynek szkoły.

Na zewnątrz zrobiło się chłodno,ale nie zważałam na to. Teraz jedynym moim zmartwieniem było jak najszybsze dostanie sie do mieszkania Chace'a.W portfelu Melissy znalazłam trochę oszczędności,miałam nadzieje że starczy na taksówkę. Godzinę później poczułam ulgę na widok znajomej kamienicy. Nie miałam kluczy,więc zdałam się na domofon.

-Tak? -usłyszałam jego głos i omal nie zemdlałam.Nie mogłam przedstawić się jako Noemi. Nie teraz.

-Halo?-spytał ponownie

-Chace Deniver?Z tej strony Melissa Cobalt.Mam bardzo ważną sprawę ,prosze mnie wpuścić

Przez chwilę zapanowała cisza,po której usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi.

Łzy napłynęły mi do oczu ,gdy zobaczyłam stojącego w drzwiach Chace'a.

-Wszystko w porządku ?-zapytał,widząc mój stan. Pokiwałam twierdząco głową

-Pani pewnie w sprawie mieszkania.Proszę wejść-jego dobrze znany mi głos brzmiał teraz obco i odlegle,jakbyśmy się wogule nie znali.W pewnym sensie tak było.

Weszłam do mieszkania i usiadłam na aksamitnej sofie.Chace krzątał się w kuchni i już po chwili wrócił z filiżanką kawy .Postawił ją przede mną i usiadł naprzeciwko.

-Więc...szuka pan współlokatora? -łzy popłynęły mi z oczu i czułam jak makijaż rozpływa się pod ich wpływem.Chace spojrzał na mnie i w jego oczach zobaczyłam panikę i zdziwienie.Podszedł do regału i przyniósł mi paczkę chusteczek

-Dlaczego płaczesz?

-Sprawy rodzinne. Przepraszam.-odpowiedziałam

-Nie ma sprawy. A więc tak,szukam współlokatora. Zaczęła mnie już przygnębiać ta samotność

-Od zawsze mieszkasz sam?-spytałam,zaciekawiona tym,co odpowie

-Tak,odkąd wyprowadziłem się od rodziców.

A więc już o mnie zapomniał.Albo sam się oszukuje.

-To..ja jestem chętna.-powiedziałam bez namysłu.Nie mogłam zmarnować takiej okazji. Nie w tej sytuacji.Usłyszałam jego cichy śmiech

-Mógłbym ci najpierw zadać pare pytań?Na przykłąd ile masz lat ? i czy studiujesz?

-18-skłamałam-Nie studiuje.Jeszcze nie skończyłam szkoły średniej.

Popatrzył na mnie i dostrzegłam w jego oczach ciekawość.

-Więc dlaczego nie mieszkasz z rodzicami?-spytał

-Długa historia...

-Mam czas-uśmiechnął się,a ja zaczęłam układać w głowie w miarę wiarygodną historyjkę

piątek, 1 października 2010

Rozdział 8.


Gdy obudziałam się następnego dnia,zasłony w moim pokoju były poodsuwane,a na stoliku leżała taca ze srebrnym kielichem i mała karteczka " Jesteśmy w mieście,nie chcieliśmy cię budzić.Smacznego".Ze wstrętem zajrzałam do kielicha i tak jak przeczuwałam ,był napełniony krwią.Wyciągnęłam z szafy najskromniejsze rzeczy,jakie znalazłam .Nie było tego za wiele.Ubrawszy się,zbiegłam na dół.W powietrzu wyczułam przyjemny,słodki zapach ,po którym mój żołądek zaczął się buntować. Niestety w lodówce znalazłam tylko pare butelek z czerwoną zawartością.Zdziwiło mnie to ,ponieważ po wczorajszej uczcie powinno zostać trochę jedzenia.Przypomniałam sobie każdy poranek spędzony z Chacem. Kazde śniadanie,które pomimo swojej zwyczajności zawsze mi smakowało.Wszedłwszy do salonu usłyszałam ciche dzwonienie ,którego źródłem ,jak się później okazało był telefon stacjonarny znajdujący się w rogu pokoju.

-Słucham?

-Mel? Jak dobrze cię słyszeć .Moge wpaść?

-ALe..kto mówi?

W słuchawce zapadło krótkie,ale znaczące milczenie

-Cheryl.Nie wygłupiaj sie.

-A... no tak.Przepraszam.Nie jesteś w szkole?

-Nie wiem jak ty ale ja w soboty do szkoły nie chodze.Spotkałam dzisiaj twoją mame.Mówiła że prawdopodobnie jeszcze śpisz.Ale widocznie już wstałaś więc...moge przyjść?

-To nie jest najlepszy pomysł.

-DLaczego ?Znalazłaś sobie inną najlepszą przyjaciółkę?-jej pytanie zabrzmiało jak wyrzut.

-Nie ja tylko...po prostu źle sie czuję.

-Oj,przestań.Za pół godziny w zajeździe.Świeże powietrze dobrze ci zrobi.

-Niech ci będzie.-powiedziałam ,po czym z hukiem odłożyłam słuchawkę. Nie miałam ochoty na jakiekolwiek spotkanie. A poza tym nie miałam bladego pojęcia gdzie znajduje się zajazd.

Spojrzałam smutnym wzrokiem na telefon .Jedyną rzeczą jaka poprawiłaby mi teraz humor ,była rozmowa z Chacem.Pomimo zakazów Einara wykręciłam dobrze znany mi numer. Odebrał już po pierwszym sygnale.

-Halo?

Poczułam ulgę ,słysząc jego głos,ale już po chwili wybuchłam płaczem i szybko odłożyłam słychawkę.Co miałabym mu powiedzieć?Znałam go doskonale i wiedziałam że nie uwierzyłby w błachą historyjkę o zamianie ciał.Sama do niedawna nie wierzyłam w takie rzeczy.niechętnie przypomniałam sobie o spotkaniu z Cheryl. Wyszłam z domu,zostawiając drzwi otwarte,ze świadomośćią ,że nikt nie włamie się do domu pełnego wampirów.Idąc krętymi uliczkami spotkałam po drodze tylko dwie osoby,co było zdumiewające,ponieważ podczas mojego ostatniego spaceru miasteczko tętniło życiem.

-Nie boisz się tak sama chodzić po mieście?-usłyszałam za sobą.Odwróciłam się i zobaczyłam wysokiego ,garbatego mężczyznę,nie wyglądającego na więcej niż 25 lat

-W biały dzień?Raczej nie.-odpowiedziałam spokojnie

-W tym mieście jest wiele niebezpieczeństw o których nawet nie wiesz.Nawet za dnia.-podszedł bliżej

-Myśle że sobie poradze.ALe dzięki za troskę.

Podszedł bliżej .POdniosłam głowę i nasze spojrzenia się spotkały.Momentalnie jego wyraz twarzy się zmienił. Teraz dostrzegłam w jego oczach panikę i niedowierzenie.

-Ty...-zaczął się jąkać

-Jakiś problem?

-Pieprzony wampir -warknął ,po czym wyjął z tylnej kieszeni spodni pistolet i wycelował prosto we mnie.

-Poczekaj!Przecież nic ci nie zrobiłam .-krzyknęłam

-Ale zrobiłabyś.To wystarczający powód żeby cie zabić-nacisnął spust.Zdążyłam usłyszeć jego zwycięzki śmiech,a potem ogarnęła mnie ciemność

Obudziłam się w swoim pokoju i pierwsze co zobaczyłam to pochylająca się nade mną rudowłosa,drobna dziewczyna z mnóstwem piegów i wesołym wyrazem twarzy.Cheryl,jak przypuszczałam.

-Jak się czujesz?-spytała czule

Odsunęłam warstwe koców i spojrzałam na swoją klatkę piersiową.Rana całkowicie zniknęła.

-Nie chciało się zagoić.To pewnie przez to,że nie zjadłaś śniadania. -oznajmiła Cheryl,widząc moje zdziwienie.

-DLaczego mnie postrzelił?-spytałam

-Widocznie miał już wcześniej do czynienia z wampirami.Musiał zobaczyć twoje oczy.

-Co jest z nimi nie tak?

Zignorowała moje pytanie. Podeszła do stolika i przyniosła mi srebrny kufel napełniony krwią.Od razu poczułam w powietrzu słodki zapach

-Chcesz? Daliśmy ci trochę,ale jeśli jesteś jeszcze głodna...

Wzięłam od niej kufel i zajrzałam do środka.Przyjemna woń jeszcze bardziej mnie rozbudziła,miałam ochote wypić co do ostatniej kropelki. Walcząc ze sobą,niechętnie oddałam napój Cheryl.