Rozdział 5.
Nie skoczyłam.Siedziałam bez celu w jaskini przez następnych pare godzin.Próbowałam krzyczeć,ale mój głos odbijał się echem od pustego kanionu i wracał z powrotem.Siedząc na brzegu jaskini w oddali mogłam dostrzec zarysy drogi pare kilometrów dalej.Za daleko.
-Nie jesteś zbyt odważna ... Myślałem że sobie poradzisz-usłyszałam za plecami niski głos Einara.Podskoczyłam gwałtownie
-Skąd ty się tu wziąłeś?!-spytałam panicznie. Nie odpowiedział.
-Muszę cie odprowadzić do domu.Skoro sama nie umiesz-parsknął śmiechem.
-Ta skarpa ma jakiś kilometr wysokości! - broniłam się bez rezultatu
-Jesteś wampirem!
-Tak...od paru godzin.Nawet nie wiem jakie są z tego korzyści.
Uśmiechnął się.
-Trzymaj mnie cały czas za ręke-powiedział po czym odwrócił się do mnie tyłem.
-Po co?
-Będziemy skakać.-wytłumaczył
-Oo nie...Nie skocze.Nie ma jakiegoś innego wyjścia?
Nie zdążyłam usłyszeć odpowiedzi ,bo złapał mnie mocno za rękę i pociągnął w odchłań.
Lecieliśmy pare sekund,ale dla mnie to była wieczność.Einar milczał,chociarz ja krzyczałam w niebo głosy.Ku mojemu zaskoczeniu wylądowaliśmy z niezwykłą delikatnością na czymś miękkim .Otworzłam oczy i pierwsze co zaobaczyłam,to Einara pochylającego się nade mną .
-Nic ci nie jest?-spytał z troską
Podniosłam się i zauważyłam ,że miejscem mojego upadku była wielka sterta przesuszonego siana .Wkoło nie było nic.Tylko my i wielka kupa siana na środku wielkiego kanionu.
-No to teraz czeka nas kilka godzin drogi.-powiedział Einar
-Gdzie my właściwie jesteśmy?
-W Lynwood.Tu mieszkasz.-Popatrzył na głęboką rozpadlinę -No moze niekoniecznie tu.Chodźmy.
Podniosłam zakurzoną torbę i ruszyłam za Einarem.Po klilku minutach dzieliła nas już spora odległość.
-Poczekaj !-krzyknęłam.Gdy stanął poczołgałam się ospale w jego stronę.Pokiwał głową z niedowierzeniem.
-Chodzić też nie umiesz.A powinnaś.
Większość drogi przeszliśmy w milczeniu,zerkając na siebie od czasu do czasu.
-Ty też jesteś wampirem?-spytałam w pewnym momencie.Einar zaśmiał się kpiąco
-Nie.Jestem zupełnym przeciwieństwem wampira
-To kim jesteś?
-Nie chcesz wiedzieć-odpowiedział chłodno.
Przez resztę drogi rozmyślałam o Chace'ie i o tym,czy o mnie pamięta.Nie wiedziałam ile czasu minęło od mojej "śmierci".Moze dzień lub dwa.A może cała wieczność.Mógł znaleźć sobie kogoś innego.Nie miałabym mu tego za złe.
Wreszcie ujrzałam przed sobą szczyty wieżowców i starych kamienic.Miasteczko było małe ,ale bardzo rozbudowane.Centrum stanowił wielki plac,z pomnikiem na środku.
-Jesteśmy-uśmiechnął się i pierwszy raz był to szczery uśmiech.Musiał być bardzo zmęczony moim towarzystwem.
Gdy szliśmy przez miasto,paru przechodniów gapiło się na nas z niedowierzenieniem.
-Twoi rodzice szukali cię ponad miesiąc.W końcu dali sobie spokój.Myślą że nie żyjesz-wyjaśnił Einar
-I co ja im teraz powiem?!-spytałam z paniką
-Wymyślisz coś.
-Nie ja ! Może Melissa znalazłaby jakieś wytłumaczenie ale ja nie jestem nią! -wykrzyczałam
-Powiedz że byłaś przetrzymywana przez jakiegoś psychopate-Einar wydawał się niezauważać gniewu w moim głosie
-No to byłaby prawda-mruknęłam pod nosem
-No , ja już cię zostawie-powiedział nagle Einar-Poradzisz sobie-dorzucił i odszedł
-Poczekaj!-podbiegłam do niego i złapałam go za rękaw-Gdzie jest mój dom?
Wskazał stojący przed nami niewielki bungalow.Ściany były w kolorze ciemno oliwkowym,a szyby w oknach zdobiły kolorowe witraże.
-Dzięki.-zwróciłam się do Einara.Patrzyliśmy na siebie w milczeniu.
-Powodzenia,mała-uśmiechnął się szczerze,tym razem do mnie.
Podeszłam do bogato zdobionych drzwi wejściowych z takimi samymi witrażami jak w oknach.Z pewnością właściciele domu mieli kiczowaty gust.Nie widziałam dzwonka ,więc zapukałam parę razy.Gdy nikt nie otwierał,skierowałam się w stronę tylnych drzwi .Otwarte.Weszłam do przestronnej,pomalowanej na żółto kuchni z dębowymi ,potężnymi meblami.Całą przestrzeń zajmował ciemno brązowy stół z sześcioma krzesłami.Przeszłam przez kuchnie i znalazłam się w wielkim salonie urządzonym w gotyckim stylu.Na ciemnoczerwonym dywanie leżał beztrosko kremowobiały,tęgi lablador,który na mój widok poderwał się gwałtownie i zaczął machać długim ogonem.Stanęłam osłupiała.Nikt nie wspominał że mam psa.Lablador,zauważył mój brak zainteresowanie i wrócił na swoje miejsce.Wróciłam do kuchni i usiadłam na jednym z dębowych krzeseł.Podniosłam ze stołu stary egzemplasz "new york times'a" i czekałam...