niedziela, 31 października 2010

Rozdział 9.



W poniedziałkowy ranek wyszłam z domu wypoczęta po niedzieli spędzonej w łóżku. Nie znalazłam rozkładu zajęć,więc spakowałam pierwsze lepsze książki do szmacianego plecaka,który znalazłam pod toaletką. Przed wyjściem dostałam od mamy małą butelkę z podejrzaną zawartością ,którą posłusznie schowałam do plecaka .


-Cześć-Cheryl czekała na mnie przed domem.Skinęłam jej

-Jak się czujesz?-spytała

-W porządku. Tylko...zgubiłam plan lekcji i nie wiem czy spakowałam wszystkie...

-Pożycze ci swoje. -przerwała mi

-Cheryl...czy do naszej szkoły chodzą jeszcze jakieś wampiry?-spytałam

-Przecież wiesz że nie.Nikt oprócz nas.

Nas...A więc Cheryl też była wampirem.

Po przekroczeniu progu szkoły od razu spotkałam się ze zdziwionymi spojrzeniami uczniów.Pierwszą moją lekcją okazał się WF. Oczywiście nie posiadałam stroju,więc usiadłam na podłodze w kącie sali i obserwowałam poczynania innych.Reszta lekcji minęła bez zbędnych komplikacji,dlatego do stołówki weszłam w miare optymistycznie nastawiona. Rozejrzałam się po sali w poszukiwaniu Cheryl.Znalazłam ją przy stoliku koło okna z Lucasem przy boku.Pomachali mi wesoło.

Pospiesznie wzięłam z lady babeczkę i butelke coli,po czym dołączyłam do nich.

-Po co ci to ?Tylko marnujesz jedzenie.Wiesz ilu ludzi głoduje na świecie.-powiedziała CHerylh
-Chętnie to zjem - wtrącił Lucas.Poczułam ulge na wieść o tym,że nie wszyscy moi nowi znajomi są wampirami.Z wdzięcznością podałam mu tace.


-Nie masz krwi?-spytała Cheryl,jednocześnie wyciągając z torby niewielką butelkę.

-Już wypiłam-skłamałam ,unikając dzięki temu zbędnych pytań.

Gdy otworzyła butelkę,od razu poczułam zapach ,który prześladował mnie od kilku dni.

-Muszę już iść-poderwałam się gwałtownie.

-Masz jeszcze pół godziny-zauważył Lucas,spoglądając na zegarek.

-Wiem,ale muszę coś załatwić.Do zobaczenia po szkole.-uśmiechnęłam się do niego przelotnie,po czym szybkim krokiem opuściłam stołówkę,a potem budynek szkoły.

Na zewnątrz zrobiło się chłodno,ale nie zważałam na to. Teraz jedynym moim zmartwieniem było jak najszybsze dostanie sie do mieszkania Chace'a.W portfelu Melissy znalazłam trochę oszczędności,miałam nadzieje że starczy na taksówkę. Godzinę później poczułam ulgę na widok znajomej kamienicy. Nie miałam kluczy,więc zdałam się na domofon.

-Tak? -usłyszałam jego głos i omal nie zemdlałam.Nie mogłam przedstawić się jako Noemi. Nie teraz.

-Halo?-spytał ponownie

-Chace Deniver?Z tej strony Melissa Cobalt.Mam bardzo ważną sprawę ,prosze mnie wpuścić

Przez chwilę zapanowała cisza,po której usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi.

Łzy napłynęły mi do oczu ,gdy zobaczyłam stojącego w drzwiach Chace'a.

-Wszystko w porządku ?-zapytał,widząc mój stan. Pokiwałam twierdząco głową

-Pani pewnie w sprawie mieszkania.Proszę wejść-jego dobrze znany mi głos brzmiał teraz obco i odlegle,jakbyśmy się wogule nie znali.W pewnym sensie tak było.

Weszłam do mieszkania i usiadłam na aksamitnej sofie.Chace krzątał się w kuchni i już po chwili wrócił z filiżanką kawy .Postawił ją przede mną i usiadł naprzeciwko.

-Więc...szuka pan współlokatora? -łzy popłynęły mi z oczu i czułam jak makijaż rozpływa się pod ich wpływem.Chace spojrzał na mnie i w jego oczach zobaczyłam panikę i zdziwienie.Podszedł do regału i przyniósł mi paczkę chusteczek

-Dlaczego płaczesz?

-Sprawy rodzinne. Przepraszam.-odpowiedziałam

-Nie ma sprawy. A więc tak,szukam współlokatora. Zaczęła mnie już przygnębiać ta samotność

-Od zawsze mieszkasz sam?-spytałam,zaciekawiona tym,co odpowie

-Tak,odkąd wyprowadziłem się od rodziców.

A więc już o mnie zapomniał.Albo sam się oszukuje.

-To..ja jestem chętna.-powiedziałam bez namysłu.Nie mogłam zmarnować takiej okazji. Nie w tej sytuacji.Usłyszałam jego cichy śmiech

-Mógłbym ci najpierw zadać pare pytań?Na przykłąd ile masz lat ? i czy studiujesz?

-18-skłamałam-Nie studiuje.Jeszcze nie skończyłam szkoły średniej.

Popatrzył na mnie i dostrzegłam w jego oczach ciekawość.

-Więc dlaczego nie mieszkasz z rodzicami?-spytał

-Długa historia...

-Mam czas-uśmiechnął się,a ja zaczęłam układać w głowie w miarę wiarygodną historyjkę

piątek, 1 października 2010

Rozdział 8.


Gdy obudziałam się następnego dnia,zasłony w moim pokoju były poodsuwane,a na stoliku leżała taca ze srebrnym kielichem i mała karteczka " Jesteśmy w mieście,nie chcieliśmy cię budzić.Smacznego".Ze wstrętem zajrzałam do kielicha i tak jak przeczuwałam ,był napełniony krwią.Wyciągnęłam z szafy najskromniejsze rzeczy,jakie znalazłam .Nie było tego za wiele.Ubrawszy się,zbiegłam na dół.W powietrzu wyczułam przyjemny,słodki zapach ,po którym mój żołądek zaczął się buntować. Niestety w lodówce znalazłam tylko pare butelek z czerwoną zawartością.Zdziwiło mnie to ,ponieważ po wczorajszej uczcie powinno zostać trochę jedzenia.Przypomniałam sobie każdy poranek spędzony z Chacem. Kazde śniadanie,które pomimo swojej zwyczajności zawsze mi smakowało.Wszedłwszy do salonu usłyszałam ciche dzwonienie ,którego źródłem ,jak się później okazało był telefon stacjonarny znajdujący się w rogu pokoju.

-Słucham?

-Mel? Jak dobrze cię słyszeć .Moge wpaść?

-ALe..kto mówi?

W słuchawce zapadło krótkie,ale znaczące milczenie

-Cheryl.Nie wygłupiaj sie.

-A... no tak.Przepraszam.Nie jesteś w szkole?

-Nie wiem jak ty ale ja w soboty do szkoły nie chodze.Spotkałam dzisiaj twoją mame.Mówiła że prawdopodobnie jeszcze śpisz.Ale widocznie już wstałaś więc...moge przyjść?

-To nie jest najlepszy pomysł.

-DLaczego ?Znalazłaś sobie inną najlepszą przyjaciółkę?-jej pytanie zabrzmiało jak wyrzut.

-Nie ja tylko...po prostu źle sie czuję.

-Oj,przestań.Za pół godziny w zajeździe.Świeże powietrze dobrze ci zrobi.

-Niech ci będzie.-powiedziałam ,po czym z hukiem odłożyłam słuchawkę. Nie miałam ochoty na jakiekolwiek spotkanie. A poza tym nie miałam bladego pojęcia gdzie znajduje się zajazd.

Spojrzałam smutnym wzrokiem na telefon .Jedyną rzeczą jaka poprawiłaby mi teraz humor ,była rozmowa z Chacem.Pomimo zakazów Einara wykręciłam dobrze znany mi numer. Odebrał już po pierwszym sygnale.

-Halo?

Poczułam ulgę ,słysząc jego głos,ale już po chwili wybuchłam płaczem i szybko odłożyłam słychawkę.Co miałabym mu powiedzieć?Znałam go doskonale i wiedziałam że nie uwierzyłby w błachą historyjkę o zamianie ciał.Sama do niedawna nie wierzyłam w takie rzeczy.niechętnie przypomniałam sobie o spotkaniu z Cheryl. Wyszłam z domu,zostawiając drzwi otwarte,ze świadomośćią ,że nikt nie włamie się do domu pełnego wampirów.Idąc krętymi uliczkami spotkałam po drodze tylko dwie osoby,co było zdumiewające,ponieważ podczas mojego ostatniego spaceru miasteczko tętniło życiem.

-Nie boisz się tak sama chodzić po mieście?-usłyszałam za sobą.Odwróciłam się i zobaczyłam wysokiego ,garbatego mężczyznę,nie wyglądającego na więcej niż 25 lat

-W biały dzień?Raczej nie.-odpowiedziałam spokojnie

-W tym mieście jest wiele niebezpieczeństw o których nawet nie wiesz.Nawet za dnia.-podszedł bliżej

-Myśle że sobie poradze.ALe dzięki za troskę.

Podszedł bliżej .POdniosłam głowę i nasze spojrzenia się spotkały.Momentalnie jego wyraz twarzy się zmienił. Teraz dostrzegłam w jego oczach panikę i niedowierzenie.

-Ty...-zaczął się jąkać

-Jakiś problem?

-Pieprzony wampir -warknął ,po czym wyjął z tylnej kieszeni spodni pistolet i wycelował prosto we mnie.

-Poczekaj!Przecież nic ci nie zrobiłam .-krzyknęłam

-Ale zrobiłabyś.To wystarczający powód żeby cie zabić-nacisnął spust.Zdążyłam usłyszeć jego zwycięzki śmiech,a potem ogarnęła mnie ciemność

Obudziłam się w swoim pokoju i pierwsze co zobaczyłam to pochylająca się nade mną rudowłosa,drobna dziewczyna z mnóstwem piegów i wesołym wyrazem twarzy.Cheryl,jak przypuszczałam.

-Jak się czujesz?-spytała czule

Odsunęłam warstwe koców i spojrzałam na swoją klatkę piersiową.Rana całkowicie zniknęła.

-Nie chciało się zagoić.To pewnie przez to,że nie zjadłaś śniadania. -oznajmiła Cheryl,widząc moje zdziwienie.

-DLaczego mnie postrzelił?-spytałam

-Widocznie miał już wcześniej do czynienia z wampirami.Musiał zobaczyć twoje oczy.

-Co jest z nimi nie tak?

Zignorowała moje pytanie. Podeszła do stolika i przyniosła mi srebrny kufel napełniony krwią.Od razu poczułam w powietrzu słodki zapach

-Chcesz? Daliśmy ci trochę,ale jeśli jesteś jeszcze głodna...

Wzięłam od niej kufel i zajrzałam do środka.Przyjemna woń jeszcze bardziej mnie rozbudziła,miałam ochote wypić co do ostatniej kropelki. Walcząc ze sobą,niechętnie oddałam napój Cheryl.


niedziela, 12 września 2010

Rozdział 7.


-Gdzieś ty była?!-para błękitnych oczu spoglądała na mnie podejrzliwie.
-Mówiłam ci.Ktoś zamknął mnie w jaskini.
-Ale kto?
-Nie mam pojęcia.Nie widziałam go.Musiałam być nieprzytomna.
-To musiał być wampir.Człowiek by sobie nie poradził.
Popatrzyłam na niego zaskoczona.
-Skąd wiesz o wampirach?
Wybuchł śmiechem.
-Ten wampir chyba wyssał ci pamięć.
Podniósł rękę i delikatnie pogładził mnie po policzku.Wzdrygnęłam się i odepchnęłam jego dłoń.
Popatrzył na mnie podejrzliwie.
-Ej,co się dzieje?
Przypomniałam sobie słowa Einara.Nie byłam już Noemi.Musiałam zaakceptować swoje nowe życie i mieć nadzieję ,że będe miała szansę powrócić do dawnego.
-Nic,ja po prostu...jestem zmeczona.
Wstał ,pochylił się i delikatnie musnął moje czoło,po czym wyszedł z pokoju.
Rozejrzałam się dookoła i w lewym rogu pokoju,obok antycznego,bujanego fotela dostrzegłm starą torbę rzuconą niedbale na podłogę.Usiadłwszy na fotelu,który głośno zaskrzypiał pod moim ciężarem, wyciągnęłam z torby zniszczony pamiętnik Melissy.Nie opisywała szczególowo każdego dnia,jak to zwykle robią nastolatki.Zapisywała tylko swoje myśli i przeczucia .Moim oczom ukazał się ów przerażający wpis,który przeczytałam w grocie.
"Postanowiłam powiedzieć mu prawdę.Nie mogę ukrywać tego w nieskończoność.I tak w końcu się dowie.Złamałam jeden z przepisów paktu.Osuszyłam człowieka ,zabiłam go...A najgorsze jest to ,że Cheryl nigdy mi tego nie wybaczy.Bardziej o decyzji wyroczni boję się utraty przyjaciółki.A to jest nieuniknione.Jeśli nic nie zrobię ,niewinne osoby zapłacą za mój błąd..."
Przerwałam czytanie słysząc dobiegające z dołu krzyki.Zeszłam powoli po schodach.
-O Mel,dobrze że jesteś .-przywitała się szczupła blondynka -Jak się spało?
-Całkiem nieźle.Kim są ci ludzie?-spytałam wskazując na tłum w salonie.
Matka popatrzyła na mnie z dziwna miną
-Zappomniałaś o urodzinach swojej kuzynki? To już czternaste.Jak ty się ubrałaś?-popatrzyła na mnie krytycznie-Idź się przywitać-popchnęła mnie delikatnie w stronę gruupki krewnych.
-Witaj kochanie!Jak ty urosłaś.CIeszę się że nic ci nie jest-piskliwy głos należał do pyzatej blondynki w średnim wieku.Kobieta podeszła do mnie i mocno uścisnęła.
-Mel!-usłyszałam swój głos w oddali.W drzwiach do sąsiedniego pomieszczenia zobaczyłam drobną dziewczynkę machającą do mnie zapraszająco.
Wyswobodziwszy się z objęć blondynki pobiegłam w stronę drzwi.
-Tak się ciesze ,że cię widze! Pomożesz mi się ubrać?-spytała dziewczyna.Z bliska dostrzegłam ,że ma kasztanowe włosy i wielkie,piwne oczy.
-Jasne.-przytaknęłam ,po czym weszłam do pomieszczenia,które okazało się niewielkim pokoikiem z mnóstwem szafek i luster.Na białej ,skórzanej kanapie leżała zwiewna,szaro-niebieska sukienka bez ramiączek.Dziewczynka ściągnęła swój dotychczasowy strój,po czym zwinnym ruchem założyła sukienkę.Wyglądała tak niewinnie,wizerunek przyszłego wampira zupełnie do niej nie pasował.
-Zapnij-poprosiła.-Myślisz że powinnam związać włosy?
-Zostaw rozpuszczone-powiedziałam zdecydowanie.
Drzwi otworzyły się i do pokoju weszła szczupła ,wysoka kobieta o kasztanowych włosach.Byłam prawie pewna że jest matką dziewczynki.
-Tanya wszystko w porzątku?Witaj,Melisso-powiedziała ,nawet na mnie nie spojrzawszy.
-Tak,zaraz będe gotowa.
-Powinnaś związać włosy-powiedziała ,po czym odwróciła się w moją stronę.Jej oczy były blado błękitne,prawie przezroczyste.
-Zostawmy ją samą
-Niech Mel zostanie-Tanya wystąpiła w mojej obronie.
Kobieta popatrzyła na mnie ostrzegawczo i wyszła z pokoju.
-Przepraszam za to-powiedziała Tanya .WYglądała na zakłopotaną i przejętą.
-Nie martw się,przywykłam do tego.
Uroczystość rozpoczęła się męcząco długim przemówieniem matki.Opowiadała o najszczęśliwszym dniu w jej życiu,o dniu przemiany.Następnie zasiedliśmy do stołu.Zajęłam miejsce obok Tanyi.Równo o północy drobne kobiety w identycznych fartuchach postawiły na stole kilka napełnionych ,bogato zdobionych,złotych kielichów.Obok leżały napełnione po brzegi jedzeniem talerze. Większość gości zaczęło sięgać po napoje.Dzieci okupowały talerze ze słodyczami.
-Nie jesz?-spytała Tanya,która właśnie wcinała wiśniową babeczkę polaną lukrem.
-Może później.
Po pół godzinie poczułam ostry ból brzucha.Sięgnęłam po plasterek szynki.
-Co ty robisz?-spytała ze zdumieniem Tanya,przyglądając mi się podejrzliwie.
Nie zdążyłam odpowiedzieć ,bo rozmowy między gośćmi przerwała moja matka,
-Już czas,Tanyo.
Popatrzyłam na dziewczynę,która wyglądała na podekscytowaną,a zarazem przestraszoną.
Jedna z dziewczyn w fartuchu postawiła przed nią jeden z kieliszków.
Goście zaczęli klaskać,a Tanya z fascynacją opróżniła całą zawartość kielicha.
-CO to było?-spytałam cicho,gdy klaskanie umilkło
-Rytuał picia krwi
-To jest ...krew?-spytałam zaskoczona
-Dziwnie się zachowujesz ,nic ci nie jest?-spytała troskliwie Tanya,po czym postawiła przede mną jeden z kielichów napełnionych krwią-Masz,napij się.To ci dobrze zrobi.Twoja mama mówiła że nie jedłaś nic odkąd wróciłaś.
-Zabierz to! -krzyknęłam,trochę zbyt głośno.
-ALe...
-Nie jestem głodna-powiedziałam drżącym głosem po czym pobiegłam na górę.

niedziela, 5 września 2010

Rozdział 6.

Drzwi otworzyły się ,a potem zamknęły z hukiem.Do zajmowanego przez nas salonu z fatalnym wystrojem weszła mała dziewczynka ze zdjęcia,które znalazłam w torbie.Miała krótkie,ciemne włosy i uroczy wyraz twarzy.Ani trochę nie przypominała przyszłej wampirzycy.
-Mel!-krzyknęła ,po czym rzuciła mi się na szyję.
-Cześć mała.Robyn tak?-spytałam bezmyślnie po czym wróciłam do wyczerpującej dyskusji.
Dwoje ludzi ze zdjęcia patrzyło na mnie z czułością i zainteresowaniem. Drobna blondynka i ciemnowłosy mężczyzna.Moi rodzice,których widze pierwszy raz w życiu.
-Mogłaś się odezwać.Wiesz jak się martwiliśmy?-powiedziała kobieta
Ku mojemu zdziwieniu uwierzyli w banalną historyjkę o więzieniu przez psychopate.
-Jak wogule do tego doszło?Przecież nie mamy wrogów.-dopowiedziała
-Widocznie jakiś się znalazł.Mogę iść do pokoju?Jestem zmęczona.-spytałam z nadzieją.
-Tak.Idź.Później porozmawiamy.
Wchodząc po krętych schodach usłyszałam krzyki Robyn ,która wyleciała z pomysłem pójścia ze mną oraz część rozmowy prowadzonej przez rodziców.Chcieli wezwać policję.Akurat teraz nie miałam ochoty na męczące przesłuchania.
Ściany pokoju miały ciemnoczerwony kolor.Na podłodze widniał puszysty dywan z owczej wełny.Na środku niedużego pomieszczenia stało łóżko nad którym rozkładała się czarna moskitiera.Pościel była kruczoczarna,bez zbędnych wzorów.Obok łóżka stałą pięknie rzeźbiona,ciemna,dębowa toaletka,na której zauważyłam kolekcję drogich perfum .W kącie pokoju stał jakiś przedmiot przykryty czarnym materiałem.Po odsłonięciu zobaczyłam małego,śnieżnobiałego ptaszka w starej,metalowej klatce.Siedział nieruchomo i dopuki się nie poruszył ,zastanawiałam się czy wogule żyje.
-Czika.Dawno jej nie wypuszczałaś.Tęsniła za tobą-podskoczyłam,słysząc piskliwy głos za sobą.W drzwiach stała Robyn z pluszową żyrafą w ręku.
-Em...no tak.Później to zrobię
-Dlaczego nie teraz.?-spytała niecierpiliwie
-A wiesz co?Ty ją wypuść.-wybrnęłam z sytuacji
Mała podeszła do klatki i otworzyła ją na szerokość.Ptaszek wyleciał niemal natychmiast.Z niepokojem spojrzałam na okno.Było zamknięte.Podeszłam do otwartych drzwi i szybko je zamknęłam.Robyn spojrzała na mnie z niepokojem.
-Coś nie tak?
-Nie chciałam żeby uciekł.-wytłumaczyłam się
Dziewczynka popatrzyła na mnie ponownie.Tym razem w jej spojrzeniu dostrzegłam zdziwienie.
-Nigdy nie ucieknie.-powiedziała,po czym wyszła z pokoju,zamykając za sobą drzwi.
W łazience znalazłam masę olejków o różnych zapachach.Wybrałam lawendowy i wlałam go do wanny pełnej gorącej wody.Po kąpieli rozczesałam włosy i wypłukałam usta,ponieważ nie znalazłam żadnej szczoteczki.Ubrałam się w pozostawioną na łóżku białą halkę i bieliznę.Po powrocie do pokoju wyjrzałam przez okno.Na dworze było jeszcze jasno.Za wcześnie na sen.Na regale zauważyłam kilka grubych książek.Wzięłam jedną i usadowiłam się wygodnie na łóżku .Po przeczytaniu pierwszego rozdziału rozległo się ciche pukanie.Do pokoju wszedł niebieskooki chłopak ze zdjęcia.Na jego twarzy zauważyłam niedowierzenie.
-Mel.A więc to prawda.-powiedział cicho,po czym rzucił mi się w ramiona.

środa, 18 sierpnia 2010

Rozdział 5.

Nie skoczyłam.Siedziałam bez celu w jaskini przez następnych pare godzin.Próbowałam krzyczeć,ale mój głos odbijał się echem od pustego kanionu i wracał z powrotem.Siedząc na brzegu jaskini w oddali mogłam dostrzec zarysy drogi pare kilometrów dalej.Za daleko.
-Nie jesteś zbyt odważna ... Myślałem że sobie poradzisz-usłyszałam za plecami niski głos Einara.Podskoczyłam gwałtownie
-Skąd ty się tu wziąłeś?!-spytałam panicznie. Nie odpowiedział.
-Muszę cie odprowadzić do domu.Skoro sama nie umiesz-parsknął śmiechem.
-Ta skarpa ma jakiś kilometr wysokości! - broniłam się bez rezultatu
-Jesteś wampirem!
-Tak...od paru godzin.Nawet nie wiem jakie są z tego korzyści.
Uśmiechnął się.
-Trzymaj mnie cały czas za ręke-powiedział po czym odwrócił się do mnie tyłem.
-Po co?
-Będziemy skakać.-wytłumaczył
-Oo nie...Nie skocze.Nie ma jakiegoś innego wyjścia?
Nie zdążyłam usłyszeć odpowiedzi ,bo złapał mnie mocno za rękę i pociągnął w odchłań.
Lecieliśmy pare sekund,ale dla mnie to była wieczność.Einar milczał,chociarz ja krzyczałam w niebo głosy.Ku mojemu zaskoczeniu wylądowaliśmy z niezwykłą delikatnością na czymś miękkim .Otworzłam oczy i pierwsze co zaobaczyłam,to Einara pochylającego się nade mną .
-Nic ci nie jest?-spytał z troską
Podniosłam się i zauważyłam ,że miejscem mojego upadku była wielka sterta przesuszonego siana .Wkoło nie było nic.Tylko my i wielka kupa siana na środku wielkiego kanionu.
-No to teraz czeka nas kilka godzin drogi.-powiedział Einar
-Gdzie my właściwie jesteśmy?
-W Lynwood.Tu mieszkasz.-Popatrzył na głęboką rozpadlinę -No moze niekoniecznie tu.Chodźmy.
Podniosłam zakurzoną torbę i ruszyłam za Einarem.Po klilku minutach dzieliła nas już spora odległość.
-Poczekaj !-krzyknęłam.Gdy stanął poczołgałam się ospale w jego stronę.Pokiwał głową z niedowierzeniem.
-Chodzić też nie umiesz.A powinnaś.
Większość drogi przeszliśmy w milczeniu,zerkając na siebie od czasu do czasu.
-Ty też jesteś wampirem?-spytałam w pewnym momencie.Einar zaśmiał się kpiąco
-Nie.Jestem zupełnym przeciwieństwem wampira
-To kim jesteś?
-Nie chcesz wiedzieć-odpowiedział chłodno.
Przez resztę drogi rozmyślałam o Chace'ie i o tym,czy o mnie pamięta.Nie wiedziałam ile czasu minęło od mojej "śmierci".Moze dzień lub dwa.A może cała wieczność.Mógł znaleźć sobie kogoś innego.Nie miałabym mu tego za złe.
Wreszcie ujrzałam przed sobą szczyty wieżowców i starych kamienic.Miasteczko było małe ,ale bardzo rozbudowane.Centrum stanowił wielki plac,z pomnikiem na środku.
-Jesteśmy-uśmiechnął się i pierwszy raz był to szczery uśmiech.Musiał być bardzo zmęczony moim towarzystwem.
Gdy szliśmy przez miasto,paru przechodniów gapiło się na nas z niedowierzenieniem.
-Twoi rodzice szukali cię ponad miesiąc.W końcu dali sobie spokój.Myślą że nie żyjesz-wyjaśnił Einar
-I co ja im teraz powiem?!-spytałam z paniką
-Wymyślisz coś.
-Nie ja ! Może Melissa znalazłaby jakieś wytłumaczenie ale ja nie jestem nią! -wykrzyczałam
-Powiedz że byłaś przetrzymywana przez jakiegoś psychopate-Einar wydawał się niezauważać gniewu w moim głosie
-No to byłaby prawda-mruknęłam pod nosem
-No , ja już cię zostawie-powiedział nagle Einar-Poradzisz sobie-dorzucił i odszedł
-Poczekaj!-podbiegłam do niego i złapałam go za rękaw-Gdzie jest mój dom?
Wskazał stojący przed nami niewielki bungalow.Ściany były w kolorze ciemno oliwkowym,a szyby w oknach zdobiły kolorowe witraże.
-Dzięki.-zwróciłam się do Einara.Patrzyliśmy na siebie w milczeniu.
-Powodzenia,mała-uśmiechnął się szczerze,tym razem do mnie.
Podeszłam do bogato zdobionych drzwi wejściowych z takimi samymi witrażami jak w oknach.Z pewnością właściciele domu mieli kiczowaty gust.Nie widziałam dzwonka ,więc zapukałam parę razy.Gdy nikt nie otwierał,skierowałam się w stronę tylnych drzwi .Otwarte.Weszłam do przestronnej,pomalowanej na żółto kuchni z dębowymi ,potężnymi meblami.Całą przestrzeń zajmował ciemno brązowy stół z sześcioma krzesłami.Przeszłam przez kuchnie i znalazłam się w wielkim salonie urządzonym w gotyckim stylu.Na ciemnoczerwonym dywanie leżał beztrosko kremowobiały,tęgi lablador,który na mój widok poderwał się gwałtownie i zaczął machać długim ogonem.Stanęłam osłupiała.Nikt nie wspominał że mam psa.Lablador,zauważył mój brak zainteresowanie i wrócił na swoje miejsce.Wróciłam do kuchni i usiadłam na jednym z dębowych krzeseł.Podniosłam ze stołu stary egzemplasz "new york times'a" i czekałam...

niedziela, 15 sierpnia 2010

Rozdział 4.

-Masz-Einar rzucił w m0ją stronę czarną torbę ze sztruksu.
Popatrzyłam na niego pytająco .
-Należy teraz do ciebie-wytłumaczył
W środku znajdowały się niemodne okulary przeciwsłoneczne,stary egzemplarz "Wichrowych Wzgórz",zniszczony,gruby notes i portfel,w którym znalazłam malutkie zdjęcia legitymacyjne.
Na pierwszym widniała twarz chłopaka o kasztanowych włosach i błękitnych oczach.Drugie przedstawiało rudowłosą nastolatkę o promiennej twarzy,na trzecim para starszych ludzi uśmiechała się do obiektywu.Szczupła kobieta miała krótko ostrzyżone blond włosy,a mężczyzna z piwnym brzuchem trzymał w objęciach czarnowłosą dziewczynkę.
-To twoi rodzice-Oriana i Barry i siostra-Robyn
-Moja siostra ma 20 lat,a rodzice już dawno się ode mnie odwrócili
-Teraz jest zupełnie inaczej.Musisz przyzwyczaić się do życia Melissy
-A to kto?-wskazałam na chłopaka i rudowłosą dziewczynę
-To twoi przyjaciele,Cheryl i Lucas.Znacie się od dziecka.
-A to dziwne ,bo nie pamiętam żebym kiedykolwiek wcześniej ich widziała-rzuciłam kąśliwie
Einar popatrzył na mnie ostrzegawczo.Sięgnął do torby i wyciągnął notes.
-To pamiętnik Melissy.Powinnaś go przeczytać.Dowiesz się więcej o jej ...o swoim życiu.
Otworzyłam pierwszą stronę i moim oczom ukazały się czarne,drobne litery.Wpis był sprzed czterech miesięcy.Przeczytałam pierwszą linijkę.
"Postanowiłam powiedzieć mu prawdę.Nie mogę ukrywać tego w nieskończoność .I tak w końcu się dowie.Złamałam jeden z przepisów paktu.Osuszyłam człowieka,zabiłam go..."
W przypływie paniki rzuciłam notes na ziemie jak najdalej od siebie.Einar popatrzyła na mnie ze zmartwieniem
-Nic ci nie jest?-spytał
-Ona zabiła człowieka!-krzyknęłam
Einar podniósł notes ,położył go sobie na kolanach i zaczął czytać.Uśmiechnął się pod nosem
-Nie powiedziałem ci wszystkiego...Melissa była wyjątkowa.
-Zabijanie ludzi bez powodu jest twoim zdaniem wyjątkowe?!-powiedziałam podniesionym głosem.
-To stało się tylko raz,straciła opanowanie.Osuszyła go nieświadomie.
-O czym ty do cholery mówisz?!
-Melissa była wampirem.Teraz ty nim jesteś.
Świat zawirował mi przed oczami.
-CO?Jesteś wariatem! Wypuść mnie natychmiast!-skierowałam się w stronę wielkiego głazu zagradzającego wejście.
-Wyjdziesz z tąd w swoim czasie.Najpierw musimy ci zaufać.
-Kim wy wogóle jesteście? Wsadzacie mnie do ciała jakiejś nastoletniej "niby wampirki" i myślicie że wszystko będzie w porządku?Że zapomne o Chace'ie i moim dawnym życiu?
-Dajemy ci drugą szansę.No chyba że wolisz umrzeć...-powiedział spokojnie
-Ale...wampiry nie istnieją-powiedziałam zrezygnowana
-Istnieją.I żyją wśród nas.Tylko do tej pory nie wiedziełaś o ich istnieniu.Teraz jesteś jednym z nich.
-Będe... żywić się krwią?-na samą myśl ogarnęło mnie obrzydzenie
-Nie masz innego wyjścia .Jeśli przestaniesz pić krew ,twój organizm przestanie funkcjonować.
Siedzieliśmy przez chwilę w milczeniu.Pomyślałam o chrupiących tostach i parującej kawie.O śniadaniu,które jedliśmy z Chacem każdego ranka.Koniec z jedzeniem.Koniec z Chacem.Koniec ze wszystkim.
-Nie chcę być mordercą...-łzy spłynęły mi po policzkach
-Nie będziesz.Nie mozesz.Pakt zakazuje zabijania ludzi.
-Jaki pakt?-spytałam
-Pakt wampirów.Znajdziesz go gdzieś w swoim pokoju.To święta księga ,więc staraj się przestrzegać wszystkich zasad.
-Co się właściwie stało z Melissą?-spytałam z ciekawością
-To ,co się dzieje z duszami po zamianie,to tajemnica.Nawet ja nie jestem w pełni poinformowany o ich losie.
-Rodzice Melissy...
-Twoi Rodzice.-poprawił mnie Einsar
-Czy oni są tacy jak ja?
-Każdy członek twojej rodziny ,który ukończył 14 lat ,jest wampirem.
-Ale...oni się starzeją.
-Tak,ale sami o tym zdecydowali.Mogą zatrzymać swój wiek w każdej chwili.
Einar spojrzał na zegarek i wstał
-No to na mnie już pora .Powodzenia mała .
Podszedł do głazu i odsunął go jednym,krótkim ruchem.Popatrzyłam na niego ze zdziwieniem
-Jak ty...Jak to zrobiłeś?
Uśmiechnął się uroczo i podszedł bliżej do wyjścia.Moim oczom ukazała się wielka przepaść
-Zaczekaj!Jak ja mam z tąd wyjść?!
-Skacz,umiesz to.Jesteś wampirem!-krzyknął ,po czym skoczył w odchłań.

sobota, 14 sierpnia 2010

Rozdział 3.

Ku mojemu zaskoczeniu,obudziłam się w ciemnej wilgotnej i obskurnej jaskini.To tak wygląda niebo?Leżałam na cienkim,bawełanianym kocu,który wcale nie chronił mnie przed wystającymi kamieniami i chłodem bijącym z ziemi.
-Dostałaś drugą szansę-powiedział niski,gardłowy głos.Podskoczyłam gwałtownie .W kącie jaskini na zniszczonym kartonie siedział dobrze zbudowany,jesnowłosy mężczyzna po trzydziestce.
Rozejrzałam się dookoła.Jedyne wejście do jaskini było zablokowane wielkim głazem.Nie miałam najmniejszej szansy,żeby uciec.
-Kim Pan jest?-spytałam
Mężczyzna wstał i podszedł do mnie z wystawioną dłonią
-Einar Fordehight
-Noemi Killan-z grzeczności też się przedstawiłam.
-I tu się mylisz.
-Co proszę?Chyba wiem jak się nazywam!
-Zaraz ci wyjaśnię.Nie musisz się unosić.-Powiedział łagodnym głosem,po czym wrócił na swoje miejsce.Jego ton głosu sprawił że coraz bardziej się go bałam
Gdy po raz pierwszy ,odkąd się obudziłam spojrzałam na swoje ciało,oniemiałam.Moje drobne piersi były teraz duże i krągłe.Miałam na sobie ciuchy,których nigdy sama bym nie założyła:czarne kabaretki,marszczoną,ciemną spódniczkę i wielkie glany. Mój delikatny ,różowy lakier do paznokci został zamieniony na ciemnoczerwony.
-Jak ja ,do cholery wyglądam?!
-To teraz twój styl-odparł spokojnie Einar
-Chyba żartujesz?! W życiu się tak nie ubiorę!
-Uspokój się i posłuchaj.Pamiętasz swój wypadek?
Pokiwałam twierdząco głową.
-Doznałaś wtedy poważnych obrażeń,niestety nie przeżyłaś
-Ale żyję!
-Otóż to.Postanowiliśmy dać ci drugą szansę.-siedział nieruchomo,jego twarz była bez wyrazu
-My?Kim wy właściwie jesteście.
-Tego się nigdy nie dowiesz.Ale mniejsza z tym,dostałaś drugie życie.
Milczeliśmy przez długą chwilę.
-To znaczy ,że mogę wrócić do domu?Do Chace'a? - popatrzyłam na niego pytająco
-Nie rozpędzaj się,to nie jest takie proste.Wróciłaś do żywych,ale nie jako Noemi Killan.
-To...jako kto?
-Melissa,Leah Cobalt.
-To jakaś pomyłka.Kim ona jest?-pokiwałam głową z niedowierzeniem
-Nie "ona " tylko ty.Jesteś teraz szesnastoletnią uczennicą szkoły plastycznej w Montanie.Mieszkasz tam ze swoimi rodzicami i młodszą siostrą .
-Ja nie mam młodszej siostry!
-Teraz masz-Einar nie dawał za wygraną.
-A gdzie jest Chace ?-poczułam gulę w gardle i byłam pewna że zaraz się rozpłacze
-W domu.Wypadek go nie uszkodził.Jest jedynie załamany po twoim odejściu,ale przejdzie mu
-Muszę do niego iść !Wypuść mnie!-wykrzyczałam.Łzy pociekły mi po policzkach.
-Niestety to niemożliwe...Ale spodziewaliśmy się takiej reakcji.
-Muszę zobaczyć się z Chace'm...Proszę.-powiedziałam błagalnie
-Zobaczysz się z nim,jeśli chcesz.Ale to nie będzie proste.Musisz poznać go na nowo.Jako Melissa.Nikt ze świata zewnętrznego nie może się dowiedzieć o twojej przemianie.
-Ale ja nią nie jestem!-krzyknęłam
Einar pokręcił głową i podał mi wpół potłuczone lustro.Spojrzałam na siebie i zaniemówiłam.W lustrze widniała drobna twarz otoczona ciemnymi ,kręconymi włosami . Grzywka przykrywała niedbale jedno z pary głęboko zielonych oczu,mocno podkreślonych kredką.Usta w kolorze szkarłatu były pełne i zmysłowe.
-CO się ze mną stało?-spytałam Einara,który wpatrywał się we mnie oczekująco.
-Dostałaś drugą szansę.Mam nadzieję że mądrze ją wykorzystasz.

niedziela, 8 sierpnia 2010

Rozdział 2.

Następnego dnia przez dłuższy czas zastanawiałam się co włożyć na kolację,aż odpowiedź sama zapukała do drzwi
-Szukam panny Noemi Madeleine Killan.-wysoki,mało atrakcyjny mężczyzna trzymał w dłoniach małą paczke opakowaną w srebrny papier i przewiązaną niebieską,delikatną wstążeczką.
-To ja-podniosłam lekko ręke
-To dla pani.Proszę się tu podpisać.-Podał mi paczuszkę,stary,zniszczony notes i długopis firmowy. Gdy złożyłam koślawy podpis w wyznaczonym miejscu,mężczyzna posłał mi wymuszony uśmiech i odszedł.
Kiedy weszłam do salonu z paczką w dłonich ,zastałam Chace'a rozłożonego na kanapie .
-Od kogo?-wyprostował się i popatrzył na mnie podejrzliwie.
-Nie wiem.Prawdopodobnie od Stacey.
Nie myliłam się .Paczka była od Stacey.W środku znajdowała się prześliczna,ciemnoczerwona sukienka bez ramiączek i list.
"Wszystkiego najlepszego siostruniu!!!Wybacz ze nie przyjechałam świętować twoich 17 urodzin,ale miałam wazne powody.Jednym z nich jest to że niedługo zostaniesz ciocią.Jake cię pozdrawia.
twoja siostra(przyszła mama)Stacey.
PS.Matką sie nie przejmuj,ona tylko chce nam zniszczyć zycie."
Chace stał parę metrów dalej i wpatrywał się we mnie oczekująco.
-Coś się stało?-spytał cicho
-Stacey jest w ciąży.
-To dobrze prawda?-podszedł do mnie i oplutł mnie ramieniem
-Ja się cieszę,ale pomyśl sobie jak zareaguje matka.
-Stacey jest już pełnoletnia i sama może decydować o swoim życiu.Twoja matka nie powinna się wtrącać.Już dawno wykluczyła was ze swojego życia.
Przytuliłam głowę do jego piersi.
-Masz rację.
Chace spojrzał na prezent od Stacey
-Wiem.Ładna sukienka.Pójdziesz w niej na kolację?.-spytał z uśmiechem
-Nie mam wyjścia.Mam nadzieję że będe wyglądać dostatecznie...
-Będziesz wyglądać pięknie.-powiedział zdecydowanie.
-No to idę się przygotować.
Wyplątałam się z jego objęć i wziąwszy po drodze sukienke pobiegłam do swojego pokoju.
Pół godziny później popatrzyłam krytycznie w lustro.
Moje zazwyczaj proste,blond włosy teraz były związane na czubku głowy w solidny kok.Delikatny makijaż zamieniłam na mocno podkreślone oczy i brązowe usta.Sukienka pasowała idealnie.Subtelnie podkreślała każdą partię mojego ciała .Spryskałam się ulubionymi perfumami i już po chwili owinął mnie słodki,piżmowy zapach.
Gdy zeszłam na dół Chace czekał już ,ubrany w ciemnoszary garnitur i błękitną koszulę.Zwykle nieogarnione , ciemnobrązowe włosy zebrał do tyłu .Popatrzył na mnie,a w jego ciemnych oczach zauważyłam podziw.
-Wyglądasz ślicznie-podstawił mi ramię.
-Ty też...To znaczy tak elegancko.
Zdusił śmiech i poprowadził mnie w stronę drzwi.Moje nowe auto już czekało.
-Jak ono się tu znalazło?Jeszcze wczoraj było w garażu parę kilometrów z tąd.
-Magia-mrugnął do mnie po czym otworzył drzwi auta i pomógł mi wejść.
Moja pierwsza przejażka nowym autem okazała się bardzo relaksująca.Pomimo dróg pokrytych grubą warstwą lodu i oszronionych szybach,jechało mi się całkiem wygodnie.W połowie drogi zadzwonił telefon.Chace spojrzał na ekran.
-Twoja matka ...
-Czego ona chce?!
-Mam odebrać ?-spytał niechętnie
-Nie ja to zrobie-sięgnęłam po telefon i przyłożyłam słuchawkę do ucha
-Halo?
-Noemi?No nareszcie.Dlaczego się nie odzywasz?My z ojcem tu odchodzimy od zmysłów a ty co?
-Przepraszam mamo,byłam bardzo zajęta.
-Czym??Chyba łażeniem za tym snobem?-powiedziała perfidnie.Miała w zwyczaju nazywanie mojego chłopaka "snobem"
-Mamo,on ma imię.A poza tym nie to miałam na myśli.Staram się znaleźć pracę.
-To cię nie usprawiedliwia.
-Nie muszę się przed tobą tłumaczyć!!!-krzyknąłam
Wiedziałam że popełniem błąd rozmawiając przez telefon podczas jazdy,tym bardziej z matką.Nagle przed nasze auto wyjechał wielki bus,ciągnący potężną przyczepę.Krzyknęłam i odruchowo wbiłam głowę w siedzenia.
-Noemi!!!-usłyszałam paniczny głos Chace'a ,a potem zgasłam...

czwartek, 5 sierpnia 2010

Rozdział 1.

-Mogę już?
-Nie...to jeszcze nie tu
Chace prowadził mnie schodami w dół,zasłaniając mi oczy rękoma.Szłam w tej niewygodnej pozycji już ponad 10 minut,potykając się o każdy napotkany przedmiot.Czułam że znajdujemy się w ciemnym i chłodnym pomieszczeniu.Gdy przeszliśmy kolejne schodki,tym razem mniejsze i mniej strome,Chace opuścił ręce.Moim oczom ukazał się stary garaż ,znajdujący się obok rancza jego rodziców.Na środku niewielkiego pomieszczenia lśniło nowe,czarne volvo,które aż prosiło się o trochę uwagi .
-Wszystkiego najlepszego!-krzyknął Chace.Stanęłam oniemiała.Dostawałam od niego różne drogocenne przedmioty,ale ten samochód był spełnieniem moich marzeń.Odwróciłam się do Chace'a ,próbując wyglądać na urażoną.
-Dlaczego kupiłeś mi taki drogi prezent?A poza tym urodziny mam jutro-spytałam z udawaną powagą.
-ZObaczyłem go w salonie i od razu pomyślałem o tobie.
-Ale to nie fair...Ja na urodziny kupiłam ci koszulkę kibica Lakersów...A ty fundujesz mi samochód!
-Oj przestań,już o tym rozmawialiśmy.A poza tym koszulka jest świetna.Jak nie podoba ci się auto,mogę je oddać.-uśmiechnął się i wtedy pękłam.Rzuciłam mu się na szyję i mocno go przytuliłam
-Jest wspaniałe.Dziękuję.
-Moja mama i Mike zapraszają nas jutro na kolację.Mają dla ciebie niespodziankę.-powiedział wesoło Chace.
Pani Deniver aktulanie mieszkała w apartamencie na przedmieściach Los Angeles ze swoim nowym partnerem.Mama Chace'a zmieniała domy i mężczyzn jak skarpetki,ale miała dobre serce.Urodzinowe przyjęcia były jej specialnością.Rok temu Chace obchodził 18-ste urodziny w Paryżu , pod wieżą Eiffla,w towarzystwie 300 znajomych.
-Miło z jej strony.Zadzwonie do niej wieczorem.
Chace podszedł do auta i otworzył zapraszająco drzwi.Volvo miało szerokie ,skórzne siedzenia w kolorze ciemnego beżu.W środku pachniało sosną i cytryną.Zauważyłam że na skórzanej kierownicy widnieje srebrny napis "Noemi" .
-Wygrawerowałeś tu moje imie!-powiedziałam z zachwytem
-Na tylnej szybie też,Chciałem żeby był wyjątkkowy.
-I jest.-uśmiechnęłam się znacząco.
-Chcesz się przejechać?
-Może nie dzisiaj.Ale jutro napewno go wypróbuję.
Chace Oplótł mnie ramieniem i poprowadził w stronę wyjścia.W domu byliśmy pare minut później.Nasze mieszkanie było niewielkie,ale dla nas wystarczające.Salon był urządzony w nowoczesnynym stylu.Na środku stała mała,aksamitna sofa w różanym kolorze.Naprzeciwko stał ogromny telewizor plazmowy-prezent od pani Deniver.
Chace opadł na kanapę i sięgnął po pilot,tymczasem ja zabrałam się za podgrzewanie spagetti. -Sprawdź sekretarkę.Może dzwoniła twoja mama albo siostra
-Z moją matką lepiej nie gadać.A do Stacey i tak dzwonie co wieczór
Podszzedł do telefonu i włączył przycisk odbierania wiadomości.
Piersza nowa wiadomość
-Noemi Madeleine Killan natychmiast odbierz ten telefon!-szybko rozpoznałam ochrypły głos matki .Podeszłam do Chace'a
-Jest jeszcze jedna -powiedział po czym ponownie wcisnął czerwony przycisk
-Noemi! Tu mama.Nie ma cie w domu,więc pewnie włóczysz się gdzieś z tym snobem,a o matce zapomniałaś!Oddzwoń jak najszybciej.
-Snobem?-Chace zrobił urażoną minę
-Zignoruj ją..Jeszcze nie wybaczyła mi że postanowiłam zamieszkać z tobą.
Delikatnie pocałowałam go w policzek ,po czym wróciłam do
robienia kolacji.